avatar Blog gryzmoli RamzyY z metropolii Łapy. Przejechałem z BS 82898.00 km z czego 9227.83 off-road.
Zazwyczaj jeżdżę Vśr 1km/2'

-->ŻYCIE BEZ ROWERU POWODUJE RAKA I CHOROBY SERCA<--
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
w 2010r licznikowo wyszło 2018km LEVELem A2

<<- RowerowI ->>


Odwiedzone gminy

free counters



ArchiwuM X

suche dane:
134.80 km 28.80 off-road
06:49 h 19.78 AVG:
V-max:44.00 km/h
temp:
przewyższenia:1063 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 3717 kcal
dosiadałem: Gazella

Mazury -dzień 2/5

Wtorek, 24 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 4

W nocy temp minimalna aż 9,5*C więc ciepło. O 21.40 budzi mnie deszcz, który później spada jeszcze z drzew ‘przedłużając opad’. Rower w przedsionku więc nie moknie i mogę spokojnie spać nie martwiąc się o łańcuch i gąbkowe gripy. Wczoraj wiało i rano dalej wieje, tj pies, ujadał całą noc i ujada dalej. Trzeba wcześniej wyjechać bo w planach więcej km –przynajmniej w teorii. Pobudka o 5.40 i herbata lion i owsianka na goodmorning. O 7.15 wyprowadzanie ‘rosomaka’ z lasu pomiędzy podgrzybkami i po strzelających gałęziach. Po wyprowadzeniu na szosę na licznik wbija 8,8*C –las grzeje. Przejeżdżam przez Narew –wąska jakaś, a w tle zalew Siemianówka.

Sporo wiosek nie mam na mapie, a kserowałem dokładny atlas samochodowy... więc dopytuje miejscowych. Znów mocniejszy wiatr ale czapka i rękawice służą pomocą heh. Ciągle gdzieś pod górę, że nie idzie zmarznąć. Jadę szukając drogowskazu na rezerwat Gorbacz, ale niczego takiego nie ma więc lecę zielonym szlakiem, który odlatuje gdzieś w lewą, a ja kieruję się wewnętrzną navi prosto wg gpsies na Kazimierowo. Po trasie wkupuję wodę, bo cała poszła do gotowania. Po trasie tracę pewność co do trasy i pytam babkę w sklepie w Michałowie i wyjeżdżam w Pieńkach. Dalej za Waliły-Stacja w lesie zaczynają się ‘kocie łby’/bruk, męczę się po nich trekkingiem ale cóż.. po drodze trafia się jakiś ‘leśny facet’ na rowerze i mówi, że dalej bd żwirówka -i chwała Panu!!





Kieruję się żółtym szlakiem, który gubię, wracam do krzyżówki i jadę 2 opcją, gdzie po jakimś czasie pojawia się upragniony znak żółtego szlaku. Na ławce czas na food(chrupki, banan i picie), wyrzucenie wczorajszych i dzisiejszych śmieci DO KOSZA oraz mały streczing. Ciągle jest pochmurnie i wieje, wreszcie nadchodzą chmurki i zaczyna lekko kropić. Debile farbę oszczędzają i gubię szlak na dobre! Sami by się kiedyś przejechali rowerem po puszczy, po środku niczego –imbecyle. Błądzę gdzieś w okolice Krynek, pytam jadącego kierowcę, ale mówi że jeździ tylko znanymi drogami i nie ogarnia. Słyszę ścinkę drzew i kieruję się do gościa z pilą łańcuchową, który pokazuje mniej więcej kierunek –nie chciało mi się odpalać telefonu i navi szperając na ślepo w sakwach. W sumie smartfona włączyłem 3x -spr pogodę, choć i tak trzeba jechać więc można było i nie sprawdzać haha. Stwierdziłem, że zielony szlak może być OK i tak lecę. Mijam samochód na sokólskich(BSK) blachach, więc kierunek powinien być OK. Przede mną zjazd ale po dość miękkim podłożu –rozpędzam się do 27/h i prawie kładę się w błoto. Wyłania się przede mną [Gmina Gródek] coś nie tędy. Jest 11.28 a za mną dopiero 60km. Nadrabiam sporo km, trafiam na jakieś wioski, gdzie znów wlokę się po kocich łbach, miejscami prowadzę po piachu, miejscami nie dam rady iść po piachu ti wlatam na rżysko i nim prowadzę rower –jawnie czarny szlak –przynajmniej słońce wyszło. Nigdy więcej Gazelką nie pojadę w nieznane wioski, mało z siebie nie wychodzę przez udogodnienia, które sam sb zafundowałem.



gdzieś po drodze ‘na wioskach ‘ widzę chmure i szara ścianę –chowam się więc ...przed deszczem


jeszcze trochę terenu i wita mnie upragniony asfalt


Jest 12.15 a przejechane 62,3km –niewiele, średnia 18,1/h. Lecę jakoś na Ostrów(?), Szudziałowo, Krynki jedząc kiełbasę z bułką znalezioną w jakimś zapyziałym sklepie –przynajmniej babka była miła. Wiatr dowala <50/h z 11 wysysając ze mnie życie. Po drodze zakupy gdzieś w Lewiatanie i puszka fanty wpada za haustem
Sokółka 12, a ja już dogorywam


Ratuję się energetykiem, który zaczyna działać i dolatuję jakoś szybciej niż się spodziewałem do Sokółki mijając plantację borówek (praca w Białousach last year), która ‘jest 10 milą’ Białous.


Co chwila wyskakują podjazdy, a zjazdy po nich ‘są niezaspakajające’, a przez wiatr podjazdy są 2x bardziej wyczerpujące. Tracku gpsies nawet nie zmieniam, bo nie wiem jak, ale wyjechałem na płd-wsch od Sokółki.
W Sokółce do kościoła św Antoniego nabrać sił krótką adoracją i udać się dalej na Dąbrowę Białostocką.

wnętrze kościoła


Wychodzę z kościoła, a na zewnątrz ‘pada na bogato’. Chowam rower i czekam na ‘sprzyjające warunki’

para leci jak z ciuchci...***


Do Dąbrowy 40km i wspinając się pod górki para z gęby leci jak z parowozu –temp 10,6*C. Wiatr po deszczu spadł do <40/h. Do Dąbrowy już 21km i ociepliło się do 13,5*C. Noc zapowiada się na deszczową, trzeba więc rozłożyć się obozem z pomyślunkiem(wiatr, spadające gałęzie, wysoko, spadek terenu-co by nie zalało).

za Sokółką


wiatr przed Dąbrową


Dziś wykorzystałem już wszystkie przełożenia prócz 1:1 i nie wyobrażam sobie jazdy bez spd ani wczoraj, ani dziś. Siodełko sprawuję się świetnie, tyłek nie protestuje ale test przyjedzie z końcem wyprawy –średnio 160/dzień a przeważnie ~140. Przymusowy postój w Bierwicha na przystanku PKS na ok. 30’ z powodu deszczu oczywiście.



Jem 9 sezamków, deszcz przelatuje i zbieram się do kupy. Po deszczu temp spadła do 11* ale z vis a vis’a widzę drugiego czubka z sakwami, który tylko się śmieje na mój widok –‘i vice versja’. Od postoju do Dąbrowy cały czas kropi, ale nie zakładam reklamówek na spd’y, bo raczej nie przemokną -chowam tylko aparat. Jadę dalej –w końcu sporo km jeszcze a takim tempem to już w ogóle, a +zakupy i znalezienie miejscówy i rozbicie się...
O godz 16.07 wjeżdżam do Dąbrowy Białostockiej, która wita b.obfitym deszczem, że zatrzymuję się na Bliskiej wyrzucając śmieci i rozglądając się, gdzie zrobić zakupy –pada na Lewiatan. Zakładam kurtkę p/deszczową(jak zmoknie windstop to dopiero bd niewesoło), reklamówki i parzę dalej. Zaczyna się gmina Lipsk a wciąż pada. Obejżdżam wioskę, w której mam zanocować, ale coś źle obczaiłem miejscówkę w domu z kompa i nie ma tam gdzie zanocować –same podmokłe tereny. Wracam więc na trasę Dąbrobwa B. –Lipsk i skręcam na wieżę widokową, widząc tam drzewa sucholubne znaczy iglaste. Widzę jakąś szopkę, ale nie da się tam wbić –kłódka i rozbijam się w padającym deszczu pod wieżą widokową –jest 17.30
Focąc z wieży pada pierwszy kpl baterii –mam jeszcze 3kpl zapasu więc szybko zmieniam i kończę.



nocleg pod wieżą widokową


O 17.50 jestem już rozbity i mogę zabierać się za jedzenie, lekturę Pisma i całą resztę.
18.34 -w namiocie 11*C. Na kolację + kanapek z pasztetem i cebulą, kisiel i jogurt.
Długie spodnie śą mokre od ud po sam dół, skarpety i buty suche(reklamówki) od deszczowych fal z pod TIRów przed Lipskiem, rękawiczki też mokre -reszta sucha. Spać kładę się o 20.15 i wciąż pada. Spodnie suszą się między karimatą, a śpiworem z włożoną w środek ‘zużytą’ koszulką. Rękawiczki suszą się załą noc na rękach i rano są suchutkie, spodnie wilgotne, ale przynajmniej da się je włożyć na tyłek.
Ok. 19 przyjechał samochód z głośną muzyką, zanim wychyliłem głowę zrobił kółko i odjechał, ale po światłach stawiam na golfa III. Mam nadzieję, że dzieciaki nie będą chciały się ’zabawić’ bo po takim dniu nie miałem humoru na ‘młodzieńcze głupawki’. Łykam: 1x polopiryna, 2xK, 1xMg, temp spada do 10,5*C. Odpalam smartfona i new.meteo podaje 0 deszczu na jutro na Lipsk, Augustów i Suwałki, a wiatr <30/h. W nocy –nie wiem o której jeszcze raz przyjeżdżał ten sam golf, ale znów po kółku odjechał.

nowe gminy: Szudziałowo, Michałowo, Sidra, Dąbrowa Białostocka, Lipsk



Komentarze
RamzyY
| 19:01 sobota, 5 października 2013 | linkuj deszcz to deszcz, mam spakowany sprzęt p/deszczowy to trzeba korzystać heh
porcupine
| 16:34 sobota, 5 października 2013 | linkuj I to mi się podoba, jak trzeba jechać to nie ma że boli, no i cała masa wspomnień gwarantowana
RamzyY
| 05:59 niedziela, 29 września 2013 | linkuj a pomyśl na dłuższą metę.. w ogóle dzięki jeszcze raz za bagażniki, oddam jakoś niebawem bo teraz co dzień do białego na wydział bd latał, aby tylko godz spasowała
pogoda jak pogoda -jesienna, ale był plan od początku roku i należało go wykonać, żeby mieć co wspominać -miło czy nie, ale wspominać haha
javor
| 02:18 niedziela, 29 września 2013 | linkuj pogoda to ci się trafiła hujowa, kocie łby i inne dziury pod trekiem z sakwami tez potrafią wkurwić. wiem coś o tym :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!