avatar Blog gryzmoli RamzyY z metropolii Łapy. Przejechałem z BS 82898.00 km z czego 9227.83 off-road.
Zazwyczaj jeżdżę Vśr 1km/2'

-->ŻYCIE BEZ ROWERU POWODUJE RAKA I CHOROBY SERCA<--
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
w 2010r licznikowo wyszło 2018km LEVELem A2

<<- RowerowI ->>


Odwiedzone gminy

free counters



ArchiwuM X

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawowo

Dystans całkowity:4040.04 km (w terenie 172.15 km; 4.26%)
Czas w ruchu:167:19
Średnia prędkość:24.15 km/h
Maksymalna prędkość:63.30 km/h
Suma podjazdów:21828 m
Maks. tętno maksymalne:175 (92 %)
Maks. tętno średnie:142 (74 %)
Suma kalorii:119562 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:161.60 km i 6h 41m
Więcej statystyk
suche dane:
206.38 km 2.90 off-road
08:45 h 23.59 AVG:
V-max:61.70 km/h
temp:12.9
przewyższenia:1164 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 7166 kcal
dosiadałem: Gazella

po 3 mies bez treningów

Poniedziałek, 29 września 2014 · dodano: 30.09.2014 | Komentarze 9

Po zakończonej robocie(borówki) wypad z rana na trasę Łapy-Sobieszyn czyli standardowa 2setka do dziadków. Na bagazniku 10-13kg bagażu, wiatr miał być tylko boczny, a wyszło że ponad połowę trasy wiał z 1-2 ale cóz...wyjechałem i odwrotu nie ma. 
Trasa wykonana celem udowodnienia sobie, że dam jeszcze rade i nie taka stara dupa ze mnie ;p
Choć czas do bani, bo najdłuższy jaki do tej pory miałem na tej trasie to wydaje się do zaakceptowania.
Z 'defektów' to tylko tylek i delikatnie kolana.
pzdr
 
Siemiatycze




Bug za Siemiatyczami


jakiś dziwaczny zwierz, coś jak lama, brązowy, szyja biała wtf?










suche dane:
408.51 km 0.00 off-road
16:30 h 24.76 AVG:
V-max:54.90 km/h
temp:9.7
przewyższenia:2182 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 9438 kcal
dosiadałem: Gazella

Bez pociągu, wiatru w plecy, chwała Panu, ryj się cieszy

Sobota, 8 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 83

Zacznę od tego że nie wiem, czy bd pasowała Wam taka dziennikowa(jak Mazury) forma wpisu, ale nie miałem co robić, gdzie patrzeć bo raz noc, dwa trasa znana. Jak coś uwagi MILE widziane ;]

Wyjazd lekko po 21 i ciemno jak w ... żadnej gwiazdy -total darkness, do tego wmordewind do Dziadkowic potem jakoś mniej czułem-może pigułka z kofeiną pomogła. Na trasie same tiry ale żadnego nie idzie się łapnąć, bo pędzą za szybko.
Przed Brańskiem pierwszy brejk za potrzebą

Za Popławami zaczyna się event: żyć albo nie żyć. Tyle głębokich dziur koło siebie... za dnia nie idzie wszystkich ominąć a nocą... ale jakoś przejechałem bez strat w sprzęcie. Wyprzedził mnie jakiś blaszak i też nie leciał >30/h.
Mijające mnie TIRy zapierniczały światłami jak reflektory w kopalni ..żeby mieć choć 1 taki reflektor czym zasilić...z poziomu roweru oczywiście.

Za Siemiatyczami znów potrzeba wzywa ale i spać zaczyna się chcieć, więc szejk guaranowy 


gdy dopada w drodze słabość guarana daje radość

Za Sarnakami zaczyna się lekka mgła, więc zaczyna robić się zimno, więc zmiana rękawic -na polarowe(miałem spakowane w sumie 3 pary). Patrząc po flagach/reklamach wciąż lecę pod wiatr, nie jakiś porywisty, ale na takim dyście przeszkadza skutecznie.
Widzę gościa w volvo, który wyjeżdżając z podporządkowanej z Grzybowa czekał 350-400m aż do niego dojadę -chyba myślał że to samochód.To już drugi taki przypadek dziś ;] Mgła staje się coraz gęstsza, ale widoczność jest jeszcze jeszcze. 
Zaczyna mnie męczyć zgaga, więc piję co się da, ale nie przechodzi.
Na drodze jestem  tylko ja, moje słabości, noc, asfalt i nadzieja że lampka nagle nie przestanie świecić sama z siebie (mam 2gi 6xaaa,mini powerbank ale to 2h skutecznego światła)
Ruch powoli ustaje, polskich ciężarówek nie widać, a pojawia się  Litwa, Rumunia i trochę Turcja. Za Łosicami mgła jest już znacznie gęsta, a po godz drugiej na drogach robi się całkowita pustka.
wylot za Łosicami

Znów chwila na urynację -tak szybko się przy tym wychłodziłem, że musiałem dopierniczyć na kadencji.


W Międzyrzecu idzie druga tabletka 'Cardiamid z kofeiną'. 3-4 nad ranem to godzina, kiedy najbardziej chce się spać przynajmniej mi i doświadczam zasypiania za kierownicą tak samo jak za kółkiem w drodze do Pienin w 2011r i wcale nie jest mi z tego powodu do śmiechu. Łapię się na zjeżdżaniu do środka drogi, oczy się zamykają a nogi kręcą dalej -jeśli nie wierzycie spróbujcie(choć może lepiej nie) sami. To specyficzne dla tej godziny -zauważyłem to siedząc na kompie do 5 czy 6 kilka razy w wakacje pisząc na fb z 'bratnią duszą' -nakrywałem się kocem na banię i siedziałem jak jaka buka ;p
W Radzyniu, jako że nie ma ruchu poleciałem obwodnicą, gdzie jest zakaz dla rowerów, bryczek i czegoś jeszcze, a na tych kilku km obwodnicy wyminął mnie tylko 1 tir.

Na takie jazdy -chyba tak samo jak klucze czy dętkę, będę brał ręcznik, bo z brody można było wyżymać ;D W Radzyniu mgła potęguje się. O 4 zaczyna się regularny ruch i już tylko polskie tiry.
Lampka na 1kpl baterii(6xAA) nie najgorzej jeszcze świeci spróbuje- 2go kpl nie ruszać(i nie wykorzystałem go ostatecznie, no za Siemiatyczami z drodze powrotnej użyłem z banku 1 paluszka do mp3'ki)
Za Radzyniem mgła zaczyna opadać i zaraz pewnie ubrania bd całe mokre -w p/deszczówce bd za gorąco, więc zostaje ona w sakwie. 

lekka mgła w Borkach

Czym bliżej kocka tym większy ruch, mgła jakiej wcześniej nie było i ktoś może w czas mnie nie zauważyć, więc spadam max do zewnętrznej. Palce u nóg marzną  dopiero w Kocku, więc nie ma co zmieniać wkładek. Zakładam, że przyczyną jest wilgoć(i tak było -filcowe wkładki, pełniące rolę izolacji blachy spd po zajechaniu do dziadków były wilgotne)


sorka za fotki tej jakości, ale jakbym zatrzymywał rower na każde foto to jechałbym dzień dłużej ;p ;]

W większości miasteczek latarnie są wyłączone -fajnie byłoby, gdyby ustawa nakazywała np wyłączenie ich w godzinach 23-4. Niby krótko, a jakie oszczędności. Nikt normalny o tej porze nie chodzi/jeździ, a jak musi to musi mieć własne światła.
O 5.20 zaczyna robić się jaśniej, powerbank po 8h jazdy ledwo cipi, ale znaki jeszcze na 300m 'poraża'
godz 5.40 -jeśli sarny pasłyby się byłoby je widać, a 5min później jestem w Sobieszynie

przed 5 zaczynają się pierwsze kwiki ptaków, a ja wpadam w filnalną gminę


... i wioskę dziadków

Średnia na ten moment to 24,3, a temperatury w zakresie 3.2 /4.3*C
Nie wiem jak je te 204km wpadły przy 4 postojach... każdy <5min, bo zaraz stygłem 'jak filiżanka z herbatą' na dworze na ten przykład.
Zajechałem do dziadków, 4 psy mnie poznały i zaraz się 'zamkły', dziadkowie śpią, więc jem pomarańczę ze stołu i kładę się spać. Babcia widząc mnie nie wiadomo skąd doznaje lekkiego szoku ;] Po 'wyspaniu się' gadam z dziadkami, chrzestnym, który 'wpadł z remontem', jem śniadanie, idę po zakupy, następnie do prababci i wujaszka, na obiad do dziadków i o 11.58 jestem z powrotem na rowerze. 
Btw o 10 wsiadłem na Gazelkę(nie wpinałem licznika) do prababci -pierwsze wejście na rower i 'dupsztal' nie boli, tylko jakoś tak dziwnie, bo wszystko widać, a nie jak nocą że patrzę tylko przed siebie.

Ruch dużo większy niż nocą, spałem  w sumie 2.5h, nogi dość nie tęgie, ale może w trasie się rozjadą. Pogoda deczko pochmurna. Znów łapie mnie zgaga(potęguje to zapewne pozycja jak z XC, a nie typowo trekingowa) ale babcia dała Manti -zobaczymy co to warte (okazało się, że 'gunwo' warte).
Na dzień dobry 6% podjazd 'Dębowa góra' -może nie wielki, ale jak kto na Podlasiu mieszka... Pokonuje go bez wysiłkowo, na przełożeniu 1:4 -siły bd jeszcze potrzebne.
Na licznik wbija 7.5°C, więc zdejmuję rękawiczki i kondomy z spdów. Do Kocka wiatr z 7-8 potem boczny.



Międzyrzec coraz bliżej, więcej słońca, a traciłem już nadzieję że nie poświeci nawet pół godziny.

Przerwa przed Międzyrzecem na kanapkę, jogurt , rozluźnienie nóg i urynację. 



Przed Międzyrzecem odbijam na miasto -jako że jest zakaz i nie złamię go jak w tamtą stronę i lecę chodnikiem na przejazd 


Za Międzyrzecem słonce znika ;/ 


Śnieg dawno nie padał, a całkiem sporo go jeszcze zalega po rowach -tu akurat niewielkie złogi. W nocy 'widziałem' kilka zasp ale nie chciałem uwierzyć, że to jeszcze może być śnieg -na wiele cieplejszej Lubelszczyźnie ... ?
Od Międzyrzeca wiatr siecze z 10-1,1 więc średnia spada


fotka z wsi Mszanna -średnia spada



fotka dysta -stan na Łosice

Na liczniku 316km -nogi zdychają. Z taką czy inną średnią dojechać muszę -nie ma bata że nie! Dupsko co chwila idzie w górę to jakoś dyst ogarnia, ale łydy...  napięte, twarde jak skala.
Postój w zaprzyjaźnionym sklepie w Sarnakach po food i celem założenia ocieplaczy i lampki, bo zaczyna zmierzchać. 
O 17.10 w powietrzu czuć wilgoć i temp spada do 5,5*C. Mimo że jest cieplej o 1° powietrze jest mroźniejsze niż nocą -bd mroźna noc(i w Łapach pod koniec trasy spadło do -0,2*C)

Zjeżdżając z 10% górki za Sarnakami goni mnie rolnik pędząc 40/h, Z górki mnie nie dogonił, ale na prostej jak tylko mnie wyprzedził wjechałem w jego tor powietrzny by zyskać na prędkości. Zimno już mi nie było, więc wyciągnąłem linkę, którą miałem na taką właśnie okazję (za tirem tego bym z całą pewnością nie zastosował -skrajnie rozbieżne prędkości ;p a z resztą 'tir lepiej mnie zaciąga') i podczepiłem się do UMYTEGO rozrzutnika i ciągnąłem się tak do ronda przed Siemiatyczami, czyli nie więcej niż 5km -świetna sprawa. Jakby kto nie ogarnął:
-lewa ręka robiła foto
-prawa kierowała, a palce były na klamce
- a co 3mało linkę? ->> zgadnij <<

W Siemiatyczach palę światła, a temp osiąga 4.1° Korci mnie polecieć lepszą drogą -byłoby 20km więcej, ale w 24h tripa się nie zmieszczę, bo mam wciąż pod wiatr. Za Siemiatyczami gdzieś w polu przerwa na zmianę baterii i znalezienie mp3 w sakwie, po nocy.
Jedzenia i picia idzie jakoś więcej niż w nocy -pewnie regeneracja utraconych kcal, drugie manti z lekka uratowało mi życie, ale jak coś w aptece  bd szukał czego innego. Za Siemiatyczami coś mnie uskrzydliło, ból łydek znikł -to chyba myśl o gorącym prysznicu i kąpieli :D
Piszę te notatki na bieżąco kątem oka patrząc na biały pas na poboczu :) W Dziadkowicach ustawiła się 3cia psiarnia jaką po drodze widziałem i to każda w takim miejscu gdzie jeszcze jej nie widziałem -taka wiedza z pewnością mi się przyda ;]


Niby jest tylko połówka księżyca i gwiazdy, a świecą jak głupie, że prawie można szukać czegoś w torbie na kierownicy za sprawą ich światła. Za 
Za Popławami zaczyna się droga, gdzie 1cm błąd może kosztować kupno nowej obręczy i twarzy :)
2km przed wsią Puchały po mojej lewej, 3m od koła, biegnie lis. W sumie na całej trasie podziewałem się zobaczenia większej ilości zwierząt, a tu tylko 2x lis.

Brańsk i 0,5°C 376 na liczniku, mgła na moście, której nie złapałem na foto, których większość i tak jest marnej jakości jako że nie chciało mi się stopować 'ciężkiego sprzętu' (Gazelki ;p)
Za Brańskiem wietrze uszy, bo prawie zakisły -prawie przez cały czas siedziały na nich słuchawki, a zdejmowałem je tylko w sklepie i przy urynacji.
Taka trasa, a Gazelle ciągle odwdzięcza się za dbanie o nią i nie sprawia ani jednej niespodzianki na trasie -w domu aż ją pogłaskałem ;p -a weź i łataj koło(to akurat od niej nie zależne) czy grzeb się za kluczami po nocy.
Do Łap prowadzi mnie Wielki Wóz, który dziś widać doskonale.
Nie mam pojęcia jakie średnie osiąga się na takich dystach, ale jechałem ile miałem sił -i fiz i psych-  miejscami oszczędzając je na zaś, ale najgorzej chyba nie wyszło choć do takiego MRDP nie nadałbym się z pewnością.

Jeśli wakacyjna wyprawa na Chorwację nie wypali, to poszukuję towarzystwa na trasę MRDP.

Zrobię z tej trasy wyprawę dookoła Polski. Jeśli nie znajdę kompanii pojadę i sam tylko w kimś z pewnością było by świetna zabawa a tak samemu to tylko pędzenie jak to na Mazurach gdzie średnia przez 5dni wyszła 159km/dzień ;/


foto zamazane palcem, ale to ost gmina przed Łapami, a jest 20.09 obecnie

W Łapach 0.0° a mówiłem, że bd mróz czując go już w Siemiatyczach(w Wólce Pietkowskiej na licznik wpada -0,2*C)
Wycieczka się kończy, płuca nie bolą, nogi w miarę ogarniają, ale tyłek coraz ciężej usadzić żeby było mu wygodnie :)
Sorka za takie prywatne wyrażone w słowach odczucia, ale pisze ten blog żeby kiedyś móc wrócić do tego wpisu i znać każdy szczegół wyprawy, bo tak to zakategoryzuję, skoro spakowałem m.in zapasowe skarpety, bluzę a nawet wkładkę do buta :D

Ponownie doświadczyłem, że ból i zrezygnowanie nachodzą falami i przechodzą -także nie można dać się złamać tylko kontynuować mimo wszystko!
Było ciężko ale warto! Może to porównanie nie na miejscu, ale przypomniało mi się jak "mali chłopcy opuszczali domy jako dzieci, a wracali jako mężczyźni"(sparta) Nie przybyło mi męskości po tej wyprawie -że tak się wyrażę, ale jeszcze mocniej doświadczyłem, że tak naprawdę sami stawiamy sobie ograniczenia, wmawiając co ma się udać, a co nie nie podejmując przeważnie nawet próby a WYSTARCZY TYLKO CHCIEĆ.

O 20.35 jestem w piwnicy, także ponad pół godz przed upływem 24h limitu na wycieczkę.

Eranis -spóźnione NAJLEPSZEGO z okazji dnia kobiet ;) zdrowia przede wszystkim do kręcenia kolejnych rekordów ;p





6h to przez ograniczenia jakie stawia mi licznik(po 10h jazdy zaczął migać i liczyć 'od nowa') Dobrze, że choć -16*C w styczniu wychwycił a nie jak bikemate, który na -10 zastopował ;p

temp: do 3.2 /4.3 i z 9,7 /-0,2*C
track


suche dane:
110.14 km 1.00 off-road
04:04 h 27.08 AVG:
V-max:63.30 km/h
temp:17.0
przewyższenia:687 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 2585 kcal
dosiadałem: Gazella

Sarnaki, dzień 2

Sobota, 26 października 2013 · dodano: 26.10.2013 | Komentarze 0

Wyspałem się jakbym był u dziadków w Sobieszynie czyli 8h snu. Dupę zwlokłem z wyrka o 7,45, toilet, śniadanie i pogawędki a przed 9 wyjazd, żeby pouczyć się jeszcze na zaliczenie.
Rano mgiełka, ciepło i bardzo przyjemne powietrze do oddychania. Lekki wiatr w plecy -mocniejszy zerwał się po południu, ale oczywiście musiałem wtedy w lasy za Bielskiem wlecieć.
Najwięcej frajdy dziś sprawiło mi jechanie 35-38/h w tunelu aero za ciągnikiem z kukurydzą. Chyba z 10km spędziłem mu na zderzaku praktycznie nie pedałując tylko dociskając hampla coby zbyt się do niego nie zbliżyć.

Bug przed Siemiatyczami


krejzi Fog ok 11



Dobra faza, bo deszczu nie było a mgła opadając na szosę tak ją zmoczyła, że jadąc po pasie widać było stożek wody na oponie


mały odpoczynek na food za Bielskiem



Jeszcze dojażdżając do ŁAp złapał mnie gruby deszcz-jak latem, że musiałem ściąć szybko pod choinkę i zdejmować czymprędej euroagd z głowy i kieszeni i kirtać w torbę. W sumie mamy jesień...
temp 12,4 /17*C

track
Kategoria wyprawowo, szosa, <150km


suche dane:
91.56 km 1.50 off-road
03:46 h 24.31 AVG:
V-max:59.90 km/h
temp:9.7
przewyższenia:597 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 2287 kcal
dosiadałem: Gazella

Sarnaki, dzień 1

Piątek, 25 października 2013 · dodano: 26.10.2013 | Komentarze 0

Jako, że na uczelni wykombinowałem wolne na dziś wpadłem na plan odwiedzenia dobrego kumpla. Wyjazd przed 14, ale przedtem zjadłem sałatkę śledziową w pomidorach i nie wiem czym jeszcze dość, że całą drogę pokutowałem ten posiłek.
Ogólnie non stop wiatr z 1-2, ale wiedziałem na co się porywam więc bez jechałem na czilu.

food break



Zajechałem jakoś do Sarnak, ale że szybko ściemniało się zapaliłem tylną lampkę, bo po przednią musiałbym sięgać na sam dół sakwy. Zaczęła się zbierać mgła, ale robiąc foto z roweru jadąc nie dało się jej uchwycić.





temp 9,7 /15,4*C

track
Kategoria wyprawowo, szosa, <100km


suche dane:
252.91 km 2.00 off-road
10:29 h 24.12 AVG:
V-max:55.60 km/h
temp:3.3
przewyższenia:1585 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 6824 kcal
dosiadałem: Gazella

Mazury -dzień 5/5

Piątek, 27 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 7

Mazury miały być 6cio dniowe, ale...

Otwieram oczy, wychylam głowę ze śpiwora i proszę: Jezu, Ty wszystko możesz. Daj mi proszę sił, abym dotoczył się cało przed zmrokiem do domciu. Jeśli nie to pokornie zlegnę gdzieś po
trasie i wyprawa będzie tek jak miała być od samego początku 6cio dniowa(przypominam: 250km z 22,4kg samego bagażu)




Biorę do ręki licznik: 6,8*C o 5.40 –w nocy aż ‘za ciepło’. Na śniadanie(piątek) 2x grzybowa +kanapki z paprykarzem z łososia –jeśli w ogóle tam był. Las stary, wysoki, gęsty, więc słońce pierwej widać nad jeziorem, dopiero później jaśniej robi się w namiocie.


btw pasażer na gapę


morning



W nocy i rano nieustannie coś strzela co ~15min tak jakby działka p/deszczowe/burzowe na plazmę jak w Białousach last year i to z 2 stron napierniczają. Po wyjściu ze śpiwora najgorzej jest przestawić się na realną temp, więc odwlekam jak się da, ale jeśli podejmuję próbę 250km z 22kg bagażu za dnia to trzeba się sprężać. Poza namiotem chłodniej: 4,7*C o 6.17 a po wyjechaniu w trasę całkiem: 3,4*C o 7.35 Przed Mrągowem słyszę znajomy dźwięk b.szybkiej ucieczki powietrza, ale ani rzuca tyłem, ani nie widać ugięcia opony, więc stawiam na zsunięcie się kurtki (tarcie ortaliony o ort.) and this is it. Kurtka wypadła pod TIRa który zdążył wyminąć, więc spokojnie zawróciłem chowając tym razem do sakwy a nie upychając pod siodełko.
Przelatując przez Mrągowo nie pasi mi kostka, na której 4atm to zdecydowanie za dużo i cały rosomak trzęsie się jak galareta. Zajeżdżam do sklepu po śniadanie i regionalny produkt –maślankę, ale O 40gr DROŻSZĄ NIŻ W ŁAPACH- >200km dalej!!



za Mrągowem
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/PXHYNVydXTI"> <embed src="http://www.youtube.com/v/PXHYNVydXTI" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object><br>
Prawe ramie korby łapie mały luz i skrzypi aż do Łap(nasadowej 14nastki nie pakowałem), przy okazji wyrzucam śmieci gdzieś na Orlenie. Wiatr daje lekko w plecy(zależnie od ustawienia drogi względem zachodu) i dojeżdżam do Mikołajek



v




gdzie gość podaje mi zły kierunek i tracę 20-30min, bo musze wracać z powrotem do centrum. W Zełwagach wyprzedza mnie przyciemniony golf III na litewskich tablicach i po 3m zajeżdża mi drogę i łapie pobocze na 30cm. Dostaje za to palec ‘serdeczny inaczej’. Jadę dalej a gość pojawia się za jakiś czas na parkingu i za jakiś czas znów bd mnie wyprzedzał, więc przygotowuję rzutkę –bidon z wodą. Gość wyprzedza, ale już ‘jak człowiek’.
O 10.15 opuszczam Mrągowo z 55km na liczniku. Na trasie albo góra albo dół i nie da się jechać, żeby jechać po płaskim.
jakoś po trasie


O 11.30 jestem w Orzyszu i o 11.35 opuszczam go szamiąc czekoladę z ryżem –produkcji Biedronki popijając maślanką z Mrągowa. Za Orzyszem co chwila jakaś maszyna na wojskowych blachach, nawet jakiś URSUS ciągnący wojskową przyczepkę czy straż pożarna.
Zaraz za miastem zaczynają się rozległe poligony wojskowe.




W Następnej miejscowości z mapy mijam po lewej Ośrodek Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych i coraz głośniej słychać strzały, całymi seriami, trzaski łamanych drzew czy palących dziesiątki litrów pojazdów wojskowych.
O 12.46 wpadam do Białej Piskiej przy 13*C, która jest całkiem przyjemnym miastem. Na licznik wskakuje 118km a nawet nie robiłem przerwy na odpoczynek tylko takie postoją jak na urynację, czy foto. Jadąc po prostej ‘nie mam co robić’ i zapoczynam chrupki bo już sam nie wiem czego mi się chce hah.
O 13.30 na licznik wpada 130km, czyli pora noclegu a dzień jeszcze młody. Może zdążę przed nocą do Łap, choć mam jeszcze 2kpl baterii do latarki.
W wiosce Kożuchy jada sobie 3 TIRy, a za 1 TIRem leci osobówka. Ja lecę 20-30cm od skraju asfaltu, osobówka wyprzedza TIRa i jest OK., ale i ostatni TIR bierze się za środkowego jako że ma z górki choć widzi mnie. Wyjeżdżam bliżej środka, al. Nic tu po tym. Zdecydowany nie cofa się, więc zjeżdżam na max i cisnę na 3go z 2 TIRami prawą ręką 3mając kierownicę, lewą pokazuje –dziś już po raz drugi- ‘palec serdeczny inaczej’ patrząc młodziakowi za kółkiem w oczy. 0 REAKCJI!! Ale nic, żyję i jadę dalej kończąc chrupki.
W Szczuczynie droga odwraca się na 50km aż do Łomży, że wiatr daje z 14 i zaczynają boleć kolana –szczególnie na podjazdach, ale do domu już tylko do Łomży+70km, więc przeżyję, lub padnę pod namiot –‘Niech się dzieje wola Nieba. Z nią się zawsze zgadzać trzeba’.
Po trasie do Łomży robią obwodnice Stawisk i chyba jeszcze ‘cóś’,
[foto obwodnica]

po trasie



ale zbierają się chmury i o 14.40 zaczyna z nich kropić –raczej nie na poważnie, choć w oddali pod chmurami rysują się leje, więc chowam aparat




Po 2km ‘zjawisko’ ustaje choć chmury nie ustępują. Kolana przestają boleć, zaczyna tyłek ale niebawem wpadam do Piątnicy. Zaczyna też boleć kark od 3mania głowy do góry. Moja pozycja na trekking to ok. 45*. Wpada 166km dalej bez postoju dla odpoczęcia tylko foto czy za potrzebą. Na trasie Szczuczyn-Łomża –nawet w opasce na uszach- można ogłuchnąć od TIRów. W takim ruchu NIGDY jeszcze nie jechałem. Po 19nastce lata się już lepiej.

Korba wciąż denerwuje, ale francuzem nic nie zrobię –no chyba żeby już odpadała. Wiatr wieje z boku, ale jeśli tak samo będzie wiał na trasie Łomża-Łapy to włączam bieg ‘R’-rakietny i lecę na skrzydłach, aczkolwiek z wieczorem wiatr z reguły słabnie.
O 15.30 wpadam do Piątnicy i kręcę na Drozdowo na stary most unikając ruchu i skracając dorgę do wychy z technola, do której wpadam na sec.
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/5yirXx0NKNM"> <embed src="http://www.youtube.com/v/5yirXx0NKNM" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object><br>
Opuszczam Łomżę o 16.03 i dalej ‘z wiatrem z pachy’ lecę na Zambrów i odbijam na Rutkę. Na liczniku jest 185km i 11,1*Wcinam 2jabłka(0,5kg) kupione w Łomży i 6 sezamków, droga prosta, pusta, wiatr w plecy, czego chcieć więcej. Próbuję więc jazdy bez 3manki pisząc tę notatkę i czy nagrywając film poniżej. Na liczniku 198km i tyłek wciąż woła o zejście, ale zaraz zmrok, więc korba dalej –i tak ‘ma dziś swój lepszy dzień’ haha.
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/tp4PHUWaIUg"> <embed src="http://www.youtube.com/v/tp4PHUWaIUg" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object><br>
Dębowo


Znów podjazdy a wiatr zanika, noga podaje coraz wolniej ale myśl o gorącym prysznicu ciągnie mnie do domu jak e-magnes spinacz. Dzień dobiega końca a ja przed Sokołami jeszcze.

zachód przed Sokołami


jak kobita w sukni mazurskiej czy jakoś takoś


Do domu wpadam przed 19nastą ale przed tym zajeżdżam do kapilicy adoracji Najświętszego Sakramentu w swojej parafii podziękować Jezusowi, ze to co dla mnie zrobił i dalej robi.
W domu gorący prysznic i wstępna obróbka zdjęć. Spać ok3 po 3h pobudka do kościoła i siedzę do tej pory (23.30) i nie chce się spać.

CHWAŁA NAJWYŻSZEMU –zawierz się Mu a nie pożałujesz!!

nowe gminy: Mrągowo, Mikołajki, Orzysz, Biała Piska,
jeziora: Lębork,







TRACK

suche dane:
126.23 km 3.00 off-road
06:04 h 20.81 AVG:
V-max:43.60 km/h
temp:2.1
przewyższenia:957 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 3253 kcal
dosiadałem: Gazella

Mazury -dzień 4/5

Czwartek, 26 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 0

Jest 5.30 i 3,7*C, noc pod kocem/złotkiem i nie było najgorzej. Kilka x budziłem się ale z powodu przepełnionego pęcherza, a nie zimna rather a nie chciało mi się iść ‘uregulować sprawy’ bo tylko bym się rozbudził. Na śniadanie podwójna herbata, 4 kanapki pasztet +cebula tradycyjnie. Koszulka bawełniana, polar, windstop, kurtka p/deszczowa z kapturem, na ręce szpitalne rękawiczki letexowe a na nich skarpety(zgubione wczoraj rękawice, lepiej tak niż nie czuć rak), na stopach podwójne bawełniane skarpety i ogień przed siebie. Tyłek o dziwo dobrze znosi codzienne kilometraże >100 –może z powodu dość częstych przystanków na foto.

namiot około 6 rano


Wyjazd o 7.25 i na dzień dobry 2,1*C po mordzie –nie jest zabawnie, ale jechać trzeba a dobitnie jeszcze nie zmarzłem. W ręce względnie ciepło, ale palce u stóp dogorywają -a pomysł spakowania ocieplaczy wydał mi się śmieszny... Na podjazdach para z gęby leci wali jak nigdy.
A propos cebuli miałem sen... dentysta zbliżając się tylko do mnie przełożył mi wizytę do maja nie podając powodu –domyślam się, że chodziło o zapach cebuli. Za to jestem w pełni sił i zdrowy hah.





Na trasie spora mgła, więc włączam tylną lampkę i kontynuuję włajaż włajaż. Łykczę kubusia i banana. 8.50 i 4,8*C, w palce u nóg deczko cieplej. Odbijam na Grądzkie po prawej mając jez. Gawlik. O 9.20 na słońcu dobija 6,7*C, spada ze mnie kurtka i wpadam na ‘drogę’/kocie łby/żwirówka do Lipowa i Jurkowa Węgorzewskiego. Wpada paczka ciastek owsianych, czyli glukoza i mogę kontynuować przeprawę po kocich łbach.

po zapomnianych wioskach


po drodze moja mapa nie wystarcz i rzucam okiem na takie cudo


Dalej na Możdżany(nie modyfikuje śladu gpsies ‘bo mnie się nie chce’), gdzie w lesie remontują kawałek na Kruglany, ale jest opcja rowerowa –przepchać 40gh rower przez las, zwalone drzewa i pojechać dalej bo 4-ro metrowej dziury nie przeskoczę(robili przekop). Kurtka z powrotem wędruje na garba, bo robi się zimno.
W sklepie w Kruglanach zakupy spożywcze oraz dopadam zwykłe rękawiczki za 6zł ciesząc się jak dziecko – i od razu cieplej w ręce. Zajeżdżam do twierdzy sił SS









Ale trzeba szybko spierniczać do Węgorzewa, bo zaczyna coś kropić i gromadzą się chmurki.


Co chwila światła na drodze –remonty. Brak słów...



Dopiero teraz zauważam, że nogi bolały mnie tylko pierwszego dnia i po nocy był spokój(w sumie cały wyjazd miałem na noc pod ongi podłożone sakwy, co by bardziej wypoczęły niż reszta), tyłek jedzie dalej, nie wymięka, więc w to mi graj. Tyłek tylko tyle dawał znać co rano przy pierwszym kontakcie z siodełkiem. Pisze tak o –przepraszam- dupie, ale to właśnie na niej się jedzie i jeżdżący nie tylko poza miasto wiedzą o tym dobrze, a jeżdżący po bułki do osiedlowego niech przemilczą, jeśli nie wiedzą OCB.
Przed Węgorzewem sporo poligonów i terenów do ćwiczeń wojska. Co chwila leci jakiś wojskowy pojazd, a w samym Węgorzewie Mazurska Brygada Artylerii.

Srokowo wita ciemnymi chmurami



Zauważam, że bagażnik poluzował się, ale nie mam czasu na dokręcenie go i spierniczam dalej przed deszczem bo na liczniku dopiero 90kma do noclegu jakoś 30km a jest 13.40 i może to dziś będzie ten dzień, kiedy rozbiję obóz przed zmierzchem haha.
Deszcz jednak dopada mnie, ale spokojnie zajeżdżam na przystanek PKS, obok jest sklep, idę po picie i lód, wracam do rosomaka wziąć się za bagażnik bo zapowiada się na pół godziny postoju. Wyciągam nogi, jem co jest pod ręką i skręcam bagażnik imbusiwem.
Rozpakowując bagażnik stwierdzam, że mokry od 2dni namiot waży ~5kg a normalnie z kg mniej.

Zaczyna mocniej kropić




Na wodzie tworzą się bąbelki co znaczy, że ciśnienie jeszcze się nie wyrównało i bd jeszcze dziś padało. Przejaśnia się i o 14.24 można parzyć na Kętrzyn, który wita chmurami i deszczem



W Kętrzynie zakupy na kolację i piątkowe śniadanie. W sumie całkiem ładne miasteczko, z którego odjeżdżam z kropiącym deszczyku przy słońcu. Lece do Św. Lipki -gdzie mam zamiar nocować- w słońcu w towarzystwie małego opadu nie wymagającego folii na spd’eki. Odwiedzam Pana w Najświętszym Sakramencie podziękować za cały dzień przygód oraz że wciąż jestem suchy.






nocleg planowałem nad jez. Dejnowo. Zjeżdżam więc w las(zjazd chyba ze 20* aż przy blokowaniu przodu rosomak sunie lekko dalej).

o 16.30 jestem na miejscu, tylko jak jutro wepcham >40kg rosomaka na szosę...


W planach miałem najpierw kąpiel, , później rozbicie namiotu jednak zaczęło padać i dupka. Rozbiłem się na cito i wrzuciłem graty do środka a rozbrojonego rosomaka do przedsionka jak co dzień. Kolacja to 2x owsianka, kanapki z pasztetem BEZ CEBULI.
O 19.10 położyłem się spać, dodatkowo w kurce –teraz 8,4*C mając w pamięci 2,1*C

gminy: Świętajno, Wydminy, Kruglany, Pozedrze, Węgorzewo, Srokowo, Kętrzyn, Reszel,
jeziora: Gawlik, Gołdopiwo, Święcajty, Mamry, Rydzówka, Silec, Dejnowo


suche dane:
137.90 km 14.40 off-road
06:54 h 19.99 AVG:
V-max:54.60 km/h
temp:5.0
przewyższenia:957 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 3459 kcal
dosiadałem: Gazella

Mazury -dzień 3/5

Środa, 25 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 2

Pobudka 5.40, o 6.50 kończę śniadanie, w nocy 5,9*C, wieje, pada, a rano namiot stoi jak stał. Nie ma co się spieszyć –dziś przeważnie asfalty. Woda w saganku nie chciała się zagotować –aż tak zimno? Na śniadanie kanapki z pasztetem i cebulą, 2x owsianka instant i herbata. Pogoda zapowiada się niebrzydka, póki co wiatr ucichł.


Biebrza w Lipsku



Po złożeniu namiotu zamiana łańcucha na nr. 1 bo kilometraż już wyrobił, poza tym i tak trzeba byłoby po wczoraj smarować go. Nie czuję palców –namiot mokry/zimny/blee -licznik pokazuje 5*C –nic dziwnego. O 7.50 odjeżdżam na Lipsk: słońce, woda w powietrzu, lekki wietrzyk, pachnące powietrze jednym słowem –RZEŚKO.
O godz 9.00 tylko 6,8*C mimo słońca



Na rusz wpada P.Polo a z komina dalej leci para jak z parowozu, broda zlana skroploną parą, z nosa kapie ale jakoś mknę na Augustów widząc coraz to więcej samochodów grzybiarzy. Po lewej mijam jez. Sajno. Wjazd do Augustowa, zakupy w Biedronce, foto na wiadukcie nad krajową 8.
na lewą


i na prawą


i na port



O 10.10 wyjazd z Augustowa na Gołą Zośkę –ośrodek sportowo-rekreacyjny mojej uczelni . Na liczniku prawie 40km, średnia 22,6/h i 10,3*C. Za Gołej nad Rospudą na ławeczce rozkładam 30dag kiełbasy, 2 bułki, banana. Na słońcu wystarcza czarna koszulka, ale niech tylko zajdzie słońce to bluza wraca ‘na graba’. Przelatują 4 klucze gęsi i zbierają się w jeden większy kołując. W kupie siła – a ja sam przez całą Polskę pedałuję(kilometrażowo) heh. Cyfrówka z wielkim trudem łapie na nie ostrość... Zdejmuję polar z pod windstoppa i o 11.15 jestem na ósemce wczuwając się w ‘TIRowy powiew mocy’ Sakwa na słońcu nagrzewa się tak, że robi się miękka -jak to guma na słońcu. W cieniu wyskakuje 12,4*C, bez wiatru.
el Companero


zbierające się gęsi


jez. Rospuda




Siedzę wypoczywając, bo zaraz przepychanki z TIRami na 8semce. Z górki łapię wiatr w pachy i lecę rosomakiem 48,8/h.

Grecja zdobyta


W Podowince za przejazdem poleciałem marnym asfaltem do Aten, później Gawrych-Ruda, przed Płocicznem daję 2x w prawą i mam świetny zjazd Później mijam po lewej ‘dom na kurzych stopkach’ wtf??


Asfalt między Bryzgielą, a Płocicznem w 2/3 zrobił mi z dupy jesień średniowiecza. Jedyną metodą rozpędzić się i przelecieć przez to badziewie. Dalej kolejny zjazd w dół jeziora i wpada 54,6/h i to bez TIRów. Objeżdżam Wigry i płw. Dąbek trafiając na kwaterę Irka heh

Ciągle widAĆ tabliczki typu TEREN PRIV -NO ENTER czy AGROTURYSTYKA, FREI ZIMMER

mini zjazd za Wigrami


Wigry z pomostu


jakby kogoś interesiło...


ścieżka rowerowo-piesza


a tu już wybitnie piesza –przynajmniej nie pod sakwy



take a little rest



Dalej lecę zielonym szlakiem na tzw Kładkę przez Czarną Hańczę, później granatową ścieżką do Suwałk rowerem, kładką dla pieszych nad Czarną Hańczę –słupek na środku zdecydowanie mówi, że nie jest to droga rowerowa.


Czarna Hańcza z lewej



i prawej






Jest 14.00. Po szlaku lecę terenem, korzenie, błoto itp...czasami robi się jakoś tak górsko hehe. Jest świetnie, nie chce mi się stąd jechać tylko rozłożyć się obozem ale cóż... jadę 5-7/h uważając na każdy korzeń, wyrwę czy kamień –w sumie to ścieżka dla pieszych.


kamienisty zjazd w stronę Cimochowizny


Żebym wiedział założyłbym inne opony –semislicki a tak pcham rosomaka pod górę.. dobrze, że choć Spece mają konkret podeszwę to noga nie ślizga się. Znów kilkakrotne zerwanie trakcji przez błoto i garby, ale jazda zimą i siłka przynoszą efekty w postaci wyprowadzenia rosomaka z potencjalnej gleby.
W lesie temp spada do 11,1*C, a każde przejechane 10m mówi mi, że nie jestem na szlaku rowerowym. Przynajmniej jest znakomicie znaczony –nie to co żółty ostatnio! Kieruję się zielonym na Cimochowiznę, bo zobaczyć ciut więcej Mazur.
W lesie dopada mnie deszczyk. Proszę Pana o pomoc, i zaraz wychodzi słońce choć za lasem pojawia się chmura.
&feature=youtu.be

Z góry rysuje się świetny zjazd, gdzie przy 30/h wynosi mnie na zewnątrz prawie na łąkę, kontruję i ledwo ogarniam rosomaka dalej jadąc wolniej kierując się szlakiem na Stary Folwark. 14.45 wyjazd z lasu na trasę Sejny-Suwałki. Na zjazdach wpada 9,9*C a o 15.11 wpadam głodny do Suwałk.


zabytkowy dworzec PKP


Zajeżdżam na zabytkowy dworzec PKP a później do pobliskiego sklepu. Źrę jogurt i P.Polo popijając Kubusiem i ogarniam, że w lesie zostały gdzieś jesienne rękawice Polednik’a i czapka. No to klops! Jutro jeszcze zimniej, a ja bez czapki i rękawic. Z Suwałk wyjeżdżam w kropiącym przez 5km deszczu przy 9,7*C z 30km do noclegu jakoś po 16.40. Za plecami pojawia się tęcza, ale jestem tak wpieniony że nawet jej nie uwieczniam. Mijam forty, ale mam 14km do Olecka, a jest 17.10.
[Foto Olecko]
Dopiero ok 18 znajduję miejscówkę i o 18.30 kończę rozbijanie się. Na kolację wpada 6kanapek w pasztetem i cebulą, kisiel, herbatai aż nie chce mi się myśleć o jutrzejszym zwijaniu mokrego i zimnego namiotu. Nocleg w Jaśki na łące prze drzewach.

miejsce noclegu –łąka w Jaśkach


nowe gminy: Sztabin, Płaska, Suwałki, Bakałażewo, Olecko,
jeziora: Sajno, Necko, Rospuda, Staw, Wigry, Leszczewek

temp 5/16*C


suche dane:
134.80 km 28.80 off-road
06:49 h 19.78 AVG:
V-max:44.00 km/h
temp:
przewyższenia:1063 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 3717 kcal
dosiadałem: Gazella

Mazury -dzień 2/5

Wtorek, 24 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 4

W nocy temp minimalna aż 9,5*C więc ciepło. O 21.40 budzi mnie deszcz, który później spada jeszcze z drzew ‘przedłużając opad’. Rower w przedsionku więc nie moknie i mogę spokojnie spać nie martwiąc się o łańcuch i gąbkowe gripy. Wczoraj wiało i rano dalej wieje, tj pies, ujadał całą noc i ujada dalej. Trzeba wcześniej wyjechać bo w planach więcej km –przynajmniej w teorii. Pobudka o 5.40 i herbata lion i owsianka na goodmorning. O 7.15 wyprowadzanie ‘rosomaka’ z lasu pomiędzy podgrzybkami i po strzelających gałęziach. Po wyprowadzeniu na szosę na licznik wbija 8,8*C –las grzeje. Przejeżdżam przez Narew –wąska jakaś, a w tle zalew Siemianówka.

Sporo wiosek nie mam na mapie, a kserowałem dokładny atlas samochodowy... więc dopytuje miejscowych. Znów mocniejszy wiatr ale czapka i rękawice służą pomocą heh. Ciągle gdzieś pod górę, że nie idzie zmarznąć. Jadę szukając drogowskazu na rezerwat Gorbacz, ale niczego takiego nie ma więc lecę zielonym szlakiem, który odlatuje gdzieś w lewą, a ja kieruję się wewnętrzną navi prosto wg gpsies na Kazimierowo. Po trasie wkupuję wodę, bo cała poszła do gotowania. Po trasie tracę pewność co do trasy i pytam babkę w sklepie w Michałowie i wyjeżdżam w Pieńkach. Dalej za Waliły-Stacja w lesie zaczynają się ‘kocie łby’/bruk, męczę się po nich trekkingiem ale cóż.. po drodze trafia się jakiś ‘leśny facet’ na rowerze i mówi, że dalej bd żwirówka -i chwała Panu!!





Kieruję się żółtym szlakiem, który gubię, wracam do krzyżówki i jadę 2 opcją, gdzie po jakimś czasie pojawia się upragniony znak żółtego szlaku. Na ławce czas na food(chrupki, banan i picie), wyrzucenie wczorajszych i dzisiejszych śmieci DO KOSZA oraz mały streczing. Ciągle jest pochmurnie i wieje, wreszcie nadchodzą chmurki i zaczyna lekko kropić. Debile farbę oszczędzają i gubię szlak na dobre! Sami by się kiedyś przejechali rowerem po puszczy, po środku niczego –imbecyle. Błądzę gdzieś w okolice Krynek, pytam jadącego kierowcę, ale mówi że jeździ tylko znanymi drogami i nie ogarnia. Słyszę ścinkę drzew i kieruję się do gościa z pilą łańcuchową, który pokazuje mniej więcej kierunek –nie chciało mi się odpalać telefonu i navi szperając na ślepo w sakwach. W sumie smartfona włączyłem 3x -spr pogodę, choć i tak trzeba jechać więc można było i nie sprawdzać haha. Stwierdziłem, że zielony szlak może być OK i tak lecę. Mijam samochód na sokólskich(BSK) blachach, więc kierunek powinien być OK. Przede mną zjazd ale po dość miękkim podłożu –rozpędzam się do 27/h i prawie kładę się w błoto. Wyłania się przede mną [Gmina Gródek] coś nie tędy. Jest 11.28 a za mną dopiero 60km. Nadrabiam sporo km, trafiam na jakieś wioski, gdzie znów wlokę się po kocich łbach, miejscami prowadzę po piachu, miejscami nie dam rady iść po piachu ti wlatam na rżysko i nim prowadzę rower –jawnie czarny szlak –przynajmniej słońce wyszło. Nigdy więcej Gazelką nie pojadę w nieznane wioski, mało z siebie nie wychodzę przez udogodnienia, które sam sb zafundowałem.



gdzieś po drodze ‘na wioskach ‘ widzę chmure i szara ścianę –chowam się więc ...przed deszczem


jeszcze trochę terenu i wita mnie upragniony asfalt


Jest 12.15 a przejechane 62,3km –niewiele, średnia 18,1/h. Lecę jakoś na Ostrów(?), Szudziałowo, Krynki jedząc kiełbasę z bułką znalezioną w jakimś zapyziałym sklepie –przynajmniej babka była miła. Wiatr dowala <50/h z 11 wysysając ze mnie życie. Po drodze zakupy gdzieś w Lewiatanie i puszka fanty wpada za haustem
Sokółka 12, a ja już dogorywam


Ratuję się energetykiem, który zaczyna działać i dolatuję jakoś szybciej niż się spodziewałem do Sokółki mijając plantację borówek (praca w Białousach last year), która ‘jest 10 milą’ Białous.


Co chwila wyskakują podjazdy, a zjazdy po nich ‘są niezaspakajające’, a przez wiatr podjazdy są 2x bardziej wyczerpujące. Tracku gpsies nawet nie zmieniam, bo nie wiem jak, ale wyjechałem na płd-wsch od Sokółki.
W Sokółce do kościoła św Antoniego nabrać sił krótką adoracją i udać się dalej na Dąbrowę Białostocką.

wnętrze kościoła


Wychodzę z kościoła, a na zewnątrz ‘pada na bogato’. Chowam rower i czekam na ‘sprzyjające warunki’

para leci jak z ciuchci...***


Do Dąbrowy 40km i wspinając się pod górki para z gęby leci jak z parowozu –temp 10,6*C. Wiatr po deszczu spadł do <40/h. Do Dąbrowy już 21km i ociepliło się do 13,5*C. Noc zapowiada się na deszczową, trzeba więc rozłożyć się obozem z pomyślunkiem(wiatr, spadające gałęzie, wysoko, spadek terenu-co by nie zalało).

za Sokółką


wiatr przed Dąbrową


Dziś wykorzystałem już wszystkie przełożenia prócz 1:1 i nie wyobrażam sobie jazdy bez spd ani wczoraj, ani dziś. Siodełko sprawuję się świetnie, tyłek nie protestuje ale test przyjedzie z końcem wyprawy –średnio 160/dzień a przeważnie ~140. Przymusowy postój w Bierwicha na przystanku PKS na ok. 30’ z powodu deszczu oczywiście.



Jem 9 sezamków, deszcz przelatuje i zbieram się do kupy. Po deszczu temp spadła do 11* ale z vis a vis’a widzę drugiego czubka z sakwami, który tylko się śmieje na mój widok –‘i vice versja’. Od postoju do Dąbrowy cały czas kropi, ale nie zakładam reklamówek na spd’y, bo raczej nie przemokną -chowam tylko aparat. Jadę dalej –w końcu sporo km jeszcze a takim tempem to już w ogóle, a +zakupy i znalezienie miejscówy i rozbicie się...
O godz 16.07 wjeżdżam do Dąbrowy Białostockiej, która wita b.obfitym deszczem, że zatrzymuję się na Bliskiej wyrzucając śmieci i rozglądając się, gdzie zrobić zakupy –pada na Lewiatan. Zakładam kurtkę p/deszczową(jak zmoknie windstop to dopiero bd niewesoło), reklamówki i parzę dalej. Zaczyna się gmina Lipsk a wciąż pada. Obejżdżam wioskę, w której mam zanocować, ale coś źle obczaiłem miejscówkę w domu z kompa i nie ma tam gdzie zanocować –same podmokłe tereny. Wracam więc na trasę Dąbrobwa B. –Lipsk i skręcam na wieżę widokową, widząc tam drzewa sucholubne znaczy iglaste. Widzę jakąś szopkę, ale nie da się tam wbić –kłódka i rozbijam się w padającym deszczu pod wieżą widokową –jest 17.30
Focąc z wieży pada pierwszy kpl baterii –mam jeszcze 3kpl zapasu więc szybko zmieniam i kończę.



nocleg pod wieżą widokową


O 17.50 jestem już rozbity i mogę zabierać się za jedzenie, lekturę Pisma i całą resztę.
18.34 -w namiocie 11*C. Na kolację + kanapek z pasztetem i cebulą, kisiel i jogurt.
Długie spodnie śą mokre od ud po sam dół, skarpety i buty suche(reklamówki) od deszczowych fal z pod TIRów przed Lipskiem, rękawiczki też mokre -reszta sucha. Spać kładę się o 20.15 i wciąż pada. Spodnie suszą się między karimatą, a śpiworem z włożoną w środek ‘zużytą’ koszulką. Rękawiczki suszą się załą noc na rękach i rano są suchutkie, spodnie wilgotne, ale przynajmniej da się je włożyć na tyłek.
Ok. 19 przyjechał samochód z głośną muzyką, zanim wychyliłem głowę zrobił kółko i odjechał, ale po światłach stawiam na golfa III. Mam nadzieję, że dzieciaki nie będą chciały się ’zabawić’ bo po takim dniu nie miałem humoru na ‘młodzieńcze głupawki’. Łykam: 1x polopiryna, 2xK, 1xMg, temp spada do 10,5*C. Odpalam smartfona i new.meteo podaje 0 deszczu na jutro na Lipsk, Augustów i Suwałki, a wiatr <30/h. W nocy –nie wiem o której jeszcze raz przyjeżdżał ten sam golf, ale znów po kółku odjechał.

nowe gminy: Szudziałowo, Michałowo, Sidra, Dąbrowa Białostocka, Lipsk


suche dane:
148.06 km 25.65 off-road
06:35 h 22.49 AVG:
V-max:39.80 km/h
temp:12.2
przewyższenia:761 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 4071 kcal
dosiadałem: Gazella

Mazury -dzień 1/5

Poniedziałek, 23 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 0

Zacznę od tego , że relacja z wyprawy w formie raczej dziennika, więc nie każdemu przypadnie do gustu ,ale notowałem na bieżąco i tak wyszło.
Na starcie wiatr zachodni -w plecy więc cisnę zgodnie z naturą. Poprzednio ważony rower +załadunek na wadze w Mirpolu miał 45kg, więc klei się do asfaltu jak należy. Po 48km za Bielskiem pierwszy postój na urynację i Liona. Zaczyna kropić deszczyk, ale proszę Przyjaciela o pomoc i przestaje, choć chmurki krążą dalej. Postoju niby chwilka, a zrobiło się zimno więc dawaj wyższą kadencję...
wyjazd na Suraż


‘ciekawe’ chmury w Bielsku

przymusowy postój


W okolicy Orli napiernicza ostry wiatr, ale już z prawej <60/h chwiejący momentami rowerem
&feature=youtu.be

Wybrałem się rano w spodniach, ale po wjechaniu na wiadukt uświadomiłem sobie, że nie wziąłem spodenek i zawrót +przebranie się w ‘szorty’ bo przecież 13*C to za ciepło. I jechałem tak do końca dnia rozmasowując kolana –czubek! Przynajmniej bluza z windstop’em dawała dziś nieźle po dobrej robocie.

wał z chmur przed Hajnówkją po lewej

i prawej


W Hajnówce znów coś kropiło, średnia póki co 25,2/h, wpadłem pod byłą uczelnię, potem do Biedronki i pięknego kościoła.

pod wydziałem leśnictwa PB w Hajnówce

kościół na wylocie na Białowieżę, „hunting style”



Dalej ruszam na Białowieżę. Po drodze przez puszcze mrozi po rękach jakby <10*C. W pół drogi między Hajnówką a Białowieżą mijam drogowskaz na skansen /whatever Budy, a że na liczniku mam 40km do noclegu a jest 12.00 to nie będę siedział w namiocie all day tylko zajadę. Niczego nie znalazłem, tylko pochłonąłem jogurt i kilka ciastek (zbyt szczegółowy ten wpis ale piszę, żeby mieć ogólne odniesienie). Po >3km niczego nie widzę prócz domków i zajazdów, znaku nie ma więc powrót na Białowieżę. Byłem w 2010 samochodem –w centrum nic się nie zmieniło(tylko dostałem spadającym żołędziem z czoło), a żubry, wilki i całą resztę też widziałem w ’10. Nudząc się za kółkiem popróbowałem jazdy bez trzymanki i całkiem całkiem wychodziło ale na max skupieniu.
Jadąc przez Puszczę delektowałem się zapachem i widokiem starych, wysokich, przewróconych i gnijących drzew, którymi nikt się nie opiekuje. W rowie 0 śmieci, 100% zapachów natury, bez dymu, gnojówki itp wyostrzających zmysł powonienia hah. Pochłaniam 3 paski czekolady w międzyczasie. BTW w Białowieży chyba na każdej chałupie ‘wisi jakaś agroturystyka’, pokoje czy inne ‘frei zimmery’. Średnia spada na 24,7. Wjeżdżając za znakiem [Narewka] lecę w kierunku Siemianówki po terenie Puszczy Białowieskiej wsłuchując się w ciszę. Lecę 15-20/h omijając dziury –jeden zgapa może zakończyć wyprawę- >40kg rower to nie 11kg zabawka, na której dziury nie robią wrażenia. Przerwa na ciasteczka owsiane, banana i urynację.

kolejka wąskotorowa




lecę żółtym..

jakby kogoś interesiło...


Dziur nie wytrzymuje mocowanie torby ze śpiworami i ciągnie się po ziemi, ale chwila, pomysł i do końca wyprawy siedzi jak przyszyta. Mijam aleję majestatycznych Dębów Królewskich, ale nie wierzę, że ta cyfrówka zrobi im dobre foto, więc tylko patrzę(szkoda że mój smartfonik nie ma ładowarki na AA –do cyfrówki wziąłem 3kpl zapasu). Teren staje się luźniejszy, koła zapadają się tnąc drogą –w końcu wbite 4atm.. Mijam znak [Narewka 2,5km] i zawijam –jako że mam jeszcze kupę czasu- na Kosy Most robiąc dodatkowe przewyższenia i terenowe km trekkingiem,

przez Puszczę Białowieską





lektura



Jadąc na Kosy Most kilka x zrywam trakcję jadąc zbyt szybko po błotnych garbach. Na liczniku 123km a nogi zaczynają już odczuwać dodatkowe kg na rowerze. Powrót na Janowo, koniec dziur i zaczyna się gmina Narewka. Wiatr nie daje o sobie na długo zapomnieć i duje <50/h do samego noclegu.
Na kolację pół maczki paluszków z sezamem, płatki owsiana typu fast food i kisiel.
Paliwo do palnika pali się max 15minutale 0,5l wody zagrzewa z zapasem na 0,7L

Kosy Most



kuchenka wojskowa


&feature=youtu.be

obóz wędrowny



Siemianówka –nie bały się zbytnio, a podszedłem na 5-6m


Przed snem 2xMg + 2xK(skurcze mięśni) i 2xPolopiryna profilaktycznie –pierwsza noc.
Odmawiam różaniec, czytam Pismo Święte, ząbki i spać o 19:15. Na nogach podwójne bawełniane skarpety, polarowe dresy, bluzy: dresowa +polarowa a na głowie czapka hah

nowe gminy: Orla, Czyże, Białowieża, Narewka
temp 12,2/16,9*C


suche dane:
84.83 km 0.00 off-road
03:35 h 23.67 AVG:
V-max:40.60 km/h
temp:13.6
przewyższenia:469 m
HR max: (%)
HR avg: (%)
tłuszczyk: 2690 kcal
dosiadałem: Gazella

rozpędzając 45kg w 4x deszczu

Czwartek, 12 września 2013 · dodano: 12.09.2013 | Komentarze 6

czyli planowane Mazury nie wypaliły at present day.
Pakowanie skończone o 1.45 i spać. Wyjazd z domu o 7.40 i po 2km przypomniałem, że zapomniałem bidonów ale cóż, nie chce mi się wracać -w końcu to nie pompka czy dętka. Po rękach daje 14*C ale po podjeździe robi się znośnie, a nie chce mi się stawać i sięgać do sakwy po rękawiczki mimo, że celowo umieściłem je na wierzchu bo potem machinerię znów trzeba rozpędzać. W Zawykach zajeżdżam po wodę a las za wioską wita niesamowitym, podeszczowym zapachem. Średnia nie wznosi się powyżej 21-23/h. Szybkie manewry kierownicą są trudne ale zaryzykowałem jazdę bez trzymanki i kilkadziesiąt metrów pojechałem, ale na max wyczuleniu na każde machnięcie. Opony lepią się do podłoża przy 4atm że aż miło, nic nie podskakuje, nie brzęczy, nie trzeszczy.


Po 30km jakiś km przed sobą widzę siwą ścianę idącą na mnie. Kitram się na przystanek i zakładam kondom na torbę na kierownicy z przeczuciem, że to mżawka i pojadę dalej ale zanim wyciągnąłem pokrowiec, założyłem, zrobiłem foto to poszła ładna, 10min ulewka. Myślę -Panie, jeśli Twoje plany są inne od moich to mam jakieś 5km do Bielska: niech popada jeszcze to zjadę na 'hałs'. 1km przed Bielskiem zaczęło dość grubo, choć rzadko padać, zatem skręt na Wyszki. Przez Bielsk leciałem główną -19natką mimo zakazu. Wjedź 45kg rowerem z >25kg bagażu na wysoki krawężnik whatever to podróż przedłuży się o zmianę dętki w najlepszym wypadku.

W sumie deszcz łapał mnie jeszcze 2x i to z jasnego nieba -bez ciemniejszych chmur co tylko potwierdziło obrany kierunek.
Od deszczu:
* marzną ręce(rękawic nie włożę bo zmokną, a jeśli nałożę na nie latexowe-miałęm ze sobą- to ręce się zapocą)
* woda z pod samochodów, podnoszona -mimo błotników- z asfaltu, padająca z góry mimo reklamówek na butach ścieka po łydkach do butów,
* moknie nos hehe
i w ogóle jest do bani.
Poczekam może do poniedziałku. Jeśli sytuacja meteo się nie wyklaruje to jadę i tak, 'bikos' w tym sezonie nie znajdę już czasu na tygodniowy wypad z powodu studiów.
W Łapach przed wiaduktem zjechałem na MirPol -złom -chciałem zobaczyć ile waży rower. Wagę mieli z dokładnością do 5kg ale zawsze da to jakiś pogląd bo tak ciężko nie jechało się nawet z Ryk z 20kg na tyle. Waga pokazała 45kg bagaż+rower oczywiście +moje 73kg to daje jakieś 115kg masy pędzącej przed siebie hehe.
Wyprawa w sumie OK -przynajmniej miałem posmak (80km/planowane na dziś 120 do Siemianówki) co czeka mnie przez 6dni Mazu-tripa

temp 13,6/15*C
Kategoria <100km, szosa, wyprawowo